Mój sposób na ślub

Mój sposób na ślub

Mój pomysł na ślub - kameralny ślub w małym kościele
Po mojemu

Mój pomysł na ślub i wesele

Na początku powiem, że opowieść nie jest kierowana dla osób gustujących w dużych weselach, mających liczną rodzinę, z którą aktywnie utrzymują kontakt 🙂

Jak zorganizować ślub i nie zwariować?

Proste, po swojemu!

No tak, ale w tym momencie Twoja głowa szaleje od pytań, wątpliwości co, jak, co to dokładnie znaczy… Dla każdego pewnie coś innego.

Chce zaznaczyć, że nie piszę tutaj poradnika, a jedynie pamiętnik dla mnie samej.
A może kogoś to zainspiruje, pomoże, doradzi, czemu nie! Proszę korzystać. Może niekoniecznie krytykować, bo i po co?

Na początek kilka słów wprowadzenia.
Nie jestem osobą, którą bawią powszechnie przyjęte schematy wesel.

Bez względu na źródło finansowania imprezy, kilkutysięczne kwoty jakie są wydawane z tej okazji nie mieściły mi się w głowie. To nie mój styl i nie moja bajka.

Nie krytykuje, mówię o sobie. Ludzie tak robią, to znaczy, że lubią. Ja nie lubię.

Jednak w pewnym momencie mojego życia pojawiło się pytanie, jak zorganizować ślub?

Nie piszę tutaj poradnika,
a jedynie pamiętnik dla mnie samej. A może kogoś to zainspiruje, pomoże, doradzi, czemu nie! Proszę korzystać.

Wszyscy w koło wynajmowali sale, rezerwowali terminy 2 lata do przodu, zaliczki, umowy, data taka jaką sala zaproponuje…
W porządku, tylko to nie było dla mnie. Czemu od momentu podjęcia decyzji, na ślub mam czekać tyle czasu, na datę, której nie wybrałam? Gdzie moja wola?

Czemu mam zapraszać kilkadziesiąt ludzi, z którymi nie rozmawiam? Którzy nic o mnie nie wiedzą… Towarzyszyła mi tylko jedna myśl: ,,no nie, nie czuje tego, więc ślubu nie planujemy i kropka”.

Mój pomysł na ślub - kameralny ślub w małym kościele
Po mojemu

Czyli jak zorganizować ślub i nie zwariować.

I tak czas mijał. Bez presji, ale też bez planów na ślub. Bo widziałam, że zaplanuję go dopiero i tylko wtedy gdy poczuję pomysł.

Przez głowę przechodziły mi różne pomysły. Wziąć ślub po cichu, w tajemnicy przed światem? Niby fajnie, ale jednak z najbliższymi lepiej. Z imprezy też nie chciałam rezygnować. Koniec końców mamy fajnych przyjaciół.

I tak czas mijał. Bez presji, ale też bez planów na ślub. Bo widziałam, ze zaplanuję go dopiero i tylko wtedy gdy poczuję pomysł.

Zaręczyliśmy się w 2016 roku, z zamiarem pobrania się w przyszłości. Jednak po założeniu pierścionka nie pobiegliśmy rezerwować sali. Na wszystko przyszedł czas. Od 2016 zamieszkaliśmy też razem i uważam to za najlepszą decyzję. Polecam każdemu.

A w kwietniu 2018 roku wiedziałam już czego chce.

Mieszkając od 2 lat w sąsiedztwie parku i uroczego, malutkiego, drewnianego kościółka zrozumiałam, że ślub wezmę tam. A wesele?

Będzie! W ogrodzie, tylko kupimy taki duży namiot.

No dobrze, więc skoro już wiem czego chce to przydałoby się coś zaplanować.

Data? Mamy kwiecień… No to w sierpniu. 15-tego, bo wolne, a na 20-tego mamy już kupione loty do Włoszech.

Jednak z ustalaniem terminu nie było tak łatwo jak chciałam. Mimo wszystko wiele zależało od innych osób. Więc jak było?

Ano tak: 15 sierpnia termin zajęty, ale możemy w sobotę 18-tego. Hmmm, ale my 20-tego wylatujemy i po co 3 dni później?
– A 16-tego o 12:00 można?
– No można, ale to czwartek.
– Bierzemy.

Mój pomysł na ślub - księżniczka w oknie swojego pałacu
Mój pomysł na ślub - kameralny ślub w małym kościele
Po mojemu

Coś się kończy, coś zaczyna

Czy obraziłam się na kogoś z tych trzydziestu zaproszonych osób, że nie przyszedł na ślub, ponieważ był w pracy? Nie.

Czemu mam kogoś winić za moją niecierpliwość. Kto mógł to był. Najbliżsi byli. A ja i tak nie oglądałam się do tyłu stojąc przed ołtarzem.

Podsumowując krótko – było cudownie. Dwadzieścia osób w kościele. Takim malutkim, stylowym, drewnianym.

Jak ślub księżniczki, powiedziała mi ciocia. I miała racje!

Ciąg dalszy wkrótce.